Rynek reklamy budowlanej to jeden z głównych obszarów działania gazet, serwisów budowlanych, agencji reklamowych i domów mediowych.
Od dawna wiadomo, że chęć posiadania własnego domu jest jednym z największych pragnień człowieka. Stworzono więc cały przemysł informacyjno - motywacyjny, którego zadaniem jest przekonanie przyszłego inwestora o tym, że budowa domu jest dość łatwa, przyjemna i tania ale pod warunkiem, że będzie korzystał tylko z informacji w tych mediach zawartych. Aby to osiągnąć skutecznie bagatelizuje się trudności na jakie przy budowie może napotkać, a rzeczy dość proste i oczywiste skutecznie się komplikuje. Efektem tego typu działań jest coraz powszechniejsze, zwłaszcza wśród ludzi młodych bardzo często korzystających z internetu, przekonanie o tym, że wystarczy tylko wykorzystać wiedzę zawartą w popularnych wydawnictwach i serwisach budowlanych oraz prowadzonych przez nie forach internetowych by szybko, tanio i samemu zbudować dom. Dla tych, którzy obawiają się samodzielnego budowania i chcieliby zatrudnić na budowie ekipę budowlaną media oferują gotowe, liczące po kilkanaście stron umowy, które w założeniu mają skutecznie zabezpieczyć inwestora (czytelnika gazety, użytkownika serwisu) przed nierzetelnym wykonawcą.
Wystarczy przyjrzeć się im jednak bliżej, by dostrzec, że zawarte w nich paragrafy skutecznie odstraszające odpowiedzialnego wykonawcę przed jej podpisaniem. Jeśli dodamy do tego permanentne zaniżanie kosztów wykonawstwa i nadzoru otrzymamy obraz rynku trudnego, rozchwianego, w którym inwestor ma być królem, a producenci materiałów budowlanych, handlowcy i wykonawcy wasalami spełniającymi jego kaprysy i pomysły podsuwane przez medialnych doradców.
Powie ktoś - jest demokracja i każdy może wybrać własną drogę. Zgoda, OK. Mam jednak wrażenie, że coraz większa liczba inwestorów dokonuje tych wyborów na podstawie fałszywych przesłanek - wystarczy wczytać się dokładnie w cenniki kosztów budowy dołączane do gotowych projektów, żeby przekonać się, że ludzie wykonujący je manipulują inwestorem po to by zakupił projekt w przekonaniu, że bez problemu sfinansują całość inwestycji. Dla tych, którym zaniżone w kosztorysach ceny robocizny wydają się i tak zbyt wysokie proponuje się tak zwany system gospodarczy propagowany przez media. Dla większości z nich człowiek, który buduje dom sam, lub z pomocą sąsiadów przez 7-10 lat, korzystający tylko z zawartych w tych mediach informacji to inwestor modelowy, a ktoś próbujący zatrudnić solidnego wykonawcę i profesjonalnego kierownika budowy, lub - o zgrozo - inwestora zastępczego, to pozbawiony ambicji dorobkiewicz. Idąc tym tropem myślenia tylko kwestią czasu jest powstanie poradników uczących budowy od podstaw samochodów z części pozyskanych ze szrotów, lub przydomowym warsztacie, a być może nawet nauka podstaw chirurgii.
Wyedukowany przez media pacjent mógłby samodzielnie w domu wykonywać proste zabiegi np. wyrywanie zębów, wycinanie migdałków itp. Skoro można ryzykować swoje oszczędności i zdrowie (praca w wykopie, na wysokościach) przy budowie domu to nic nie stoi na przeszkodzie, aby robić to skutecznie w innych dziedzinach. Gdy pojawi się zapotrzebowanie na tego typu porady z pewnością znajdą się osoby i media, które postarają się te dziedziny zagospodarować i zmonopolizować.